piątek, 25 września 2020

,,Kiedyś to było..." - czyli historia o pierwszym koncertowym tripie.

Czołgiem! Dzisiaj będzie moja życiowa historyjka. Ostatnio czytałam jakiś swój stary wywód z tej kategorii i pamiętam, że było dużo komentarzy o tym, iż uwielbiacie moje historie życiowe i porażki chyba też (huehue), dlatego zapraszam Was na historie o moim pierwszym koncercie.

Żeby nie było, to nie ja śpiewałam i konkretniej jest to mój pierwszy koncert, ale Agnieszki Chylińskiej, mojego pierwszego jako takiego nie pamiętam, ale chyba na jakimś festynie grała Majka Jeżowska, która hulała w Opolu i piła kakało... także cofnijmy się, ale do 2015 roku, kiedy byłam piękna, młoda i błyszczałam niczym masło na bułce.

Był piękny dzień, konkretniej maj i konkretniej przed majóweczką. Siedziałam sobie u znajomych i grałam w porypaną grę polegającą na tym, że przyklejasz sobie kartkę z przedmiotem, czy postacią na czoło, jak debil i reszta zgaduje, kim jesteś. Także byłam śląską, mielonką ect. Najczęściej jakąś kiełbasą. Pozdrawiam koleżankę, bo mnie obserwuje na insta, to może łaskawie przeczyta. To nie ma większego sensu, ale jest śmieszne, więc dodałam. Gdy skończyliśmy tą, jakże edukacyjną grę, poszłam do domu i tam była moja siostra, która się zapytała, co robimy w majówkę. No to pewnie standard - grill i piwsko, ewentualnie piwsko i grill. Zapytała to więc mówię, że pojedziemy sobie może na koncert Chylińskiej do Wrześni, koło Poznania? (jestem z Gdańska i mam daleko do tego miasta).

Liczyłam na ostre ,,nie", albo "popi#$rdoliło?", a tu bach ,,dobra, to jedziemy!". W moim mózgu zrodziło się wiele pytań.. jak pokazać krakowską suchą? Ile nóg ma stonoga? Dlaczego Mandaryna zrezygnowała ze śpiewania? Czy łysi, jak myją twarz, to całą głowę też?

Ale żartujesz nie? Nie żartowała. Powiedziała, że wyjdziemy sobie o drugiej w nocy, coby uniknąć korków. Ogarnęłam się i poszłam spać. Nie mogłam - przecież to emocje, pierwszy koncert, no Agnieszkę już widziałam, ale być na koncercie to był sztos nad sztosami. Czułam się, jakby mi przybiła piątkę, chociażby łokciem.

Wybija pierwsza, budzik dzwoni... odzywa się niezapomniana, choroba lokomocyjna! Wiem, że czeka mnie podróż, ale już sama myśl drażni mnie nie miłosiernie. Nie mogę jechać. Dzwonie do siostry, że jednak nie dam rady, ona mówi, że dam. Przekonała szybko. Wsiadaliśmy do samochodu, zwarci i gotowi. Telefon jest, majtki na zmianę też, makijaż odwalony.

10 kilometrów dalej... bierze mnie na wymioty. Lokomotiv? To dla ciotów. Jednak swoje płatki zatrzymałam przy sobie. Zasnęłam. Obudził mnie głos mojej siostry ,,Chce ci się siku?" - nie chce, ale zaraz pewnie będzie mi się chciało, więc wychodzę. Jesteśmy na stacji benzynowej, szwagier tankuje, idę do toalety. Wypada coś chociaż kupić - kupuje 7Daysa, babka się na mnie dziwnie patrzy. Idę do kabiny, mijam lusterko. Stop, cofam się. A tam? Rozmazana ja, totalnie tusz zjechał mi na dół i wyglądałam, jak Marilyn Manson, po przeszczepie obu nerek. Ogarniam się. Wychodzę, uśmiecham się do Pani i mówię, że zasnęłam w makijażu. Ona mówi, że chciała zwrócić mi uwagę, ale może tak miało być.

Jedzim dalej, godzina 7 rano prawie, jakoś tak jesteśmy na miejscu. Stoimy na parkingu, siostra ze szwagrem muszą się zdrzemnąć, koncert o 20. Mnie się nie chce spać, bo spałam po drodze. Chce mi się pić, a dookoła tylko sklep z gaśnicami. Właśnie Pani otwierała. Była majówka, większość sklepów zamknięta, ale z gaśnicami zapierdalają. Daleko hen, Żabka. Więc kupuje picie i wchodzę do samochodu. Próbuje zasnąć, ale mi nie idzie. Pochodziłam trochę i znalazłam miejsce, gdzie ma być koncert. Już powoli scenę ogarniali.

Trochę później poszliśmy coś zjeść. Tylko Kebaba znaleźliśmy więc na śniadanie były frytki. Przynajmniej dla mnie bo nie lubię kebaba. Niedojedzone w pudełku położyłam na tylnym siedzeniu w aucie. Pojechaliśmy do Poznania, zobaczyć te słynne koziołki. Czekałam pół godziny, aż dwa kozioły (jak te w Ranczu hehe .. he) się pykną i otworzą się niedomknięte drzwi. Później wszyscy klaskali. Really? To nielądowanie - dla mnie to słowo brzmi dziwnie, ale mój program do sprawdzania pisowni twierdzi, że się piszę razem, więc tak zostawię.

Po powrocie okazało się, że pod sceną już koczowało kilku fanów. Każdy z nich miał koszulkę zrobioną przez siebie, jedne ładne inne... creepy, ze zdjęciem na cyckach kiepskiej jakości. Ja nie miałam nic! Teraz coś znajdź! Na Allegro wysyłka w tydzień, a ja czułam się naga, no jak nie fanka. Szukałam, szukałam, aż znalazłam sklep z pamiątkami i kupiłam sobie bransoletkę z muliny, na której był napis ,,AGNIESZKA". Na pewno Artystka doceni i zauważy ze sceny. Rozpoczęło się koczowanie z fanami, których nie znałam. Każdy miał na tapecie w telefonie zdjęcie Chylińskiej, a jak ktoś dzwonił, słyszałam ,,Winną", albo ,,Wybaczam Ci", a ja miałam jako dzwonek ,,Plastikową Biedronkę". Stałam idealnie pod barierką. Najlepsze miejsce, jeszcze pięć godzin i koncert mój. Nie licząc wychodzenia na siku.

Musiałam iść po coś do auta i usiadłam dupskiem na te frytki. Nie chcecie wiedzieć, jak wyglądały moje spodnie. Trzeba było kupić nowe na alternatywnym bazarze, bo sklepy zamknięte, a gdy przyszłam, pierwsze rzędy były już zajęte. Nagle usłyszałam głos jakiegoś fana... ona była tu od rana! Nie wiem czemu, ale bez spiny mogłam sobie wleźć. Chociaż byłam ściśnięta, niczym naleśnik, to miło było, że ludzie zrobili miejsce.

O koncercie pisać nie będę, bo było super. Gardło rozjechane jak po ostrej imprezie. Naprawdę mimo wszystko fajnie wspominam ten wyjazd.


Miesiąc później pojechałam do Bydgoszczy i miałam już swoją koszulkę. Czujecie ten fejm?

Mam nadzieję, że ta historia Wam się podobała, bo wtedy będzie więcej :D

Zapraszam na Instagrama KLIK i do obserwowania newsów z mojej książki KLIK.

Pozdrawiam Kolorowo

Beatrycze

Podobne wpisy:


51 komentarzy:

  1. Nawet nie pamiętam, na jakim koncercie byłam po raz pierwszy - chociaż w pamięci mam migawki z Majki Jeżowskiej. Ale pamiętam, jak w pierwszej gimnazjum poszłam na koncert "Mezo". To nic, że to nie mój typ muzyki - grunt, że się było. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może oboje byliśmy tego dnia na tym koncercie z Majka haha

      Usuń
  2. Och, wspomnienia koncertowe... Uwielbiam, własne tak samo jak cudze. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się że będzie więcej takich historii -Uwielbiam Twój styl pisana 😍
    Kozioły mnie rozbawiły 🤣
    Współczuję tej choroby lokomocyjnej
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Z koncertami zawsze wiążą się jakieś przygody xD
    Dobrze, że pomimo tej przygody z frytkami ludzie bez spiny pozwolili Ci wejść. Myślę, że w obecnych czasach to byłoby niemożliwe xD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Koncertowe emocje pozostają nigdy nie zapomniane. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. hmm, ale emocje!
    Mój pierwszy koncert? Jejku. To było chyba Lady Pank, a pierwsza poważna wyprawa na koncert to do Warszawy na Red Hotów.

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie spontany są zwykle najfajniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne takie wspominki:) Nie pamiętam swojego pierwszego koncertu... nie liczę tych na "Dni miasta" Chyba pierwszym z pierwszych był koncert Happysad.

    OdpowiedzUsuń
  9. uuuuu... szkoda spodni i frytek, co za strata ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodnie się wyprały, frytki chyba i tak zjadłam XD

      Usuń
  10. Mi trudno jest określić na kogo koncercie byłam po raz pierwszy :D Pamiętam, że sporo tych koncertów zaliczyłam :D I dużo fajnych ale i śmiesznych wspomnień z nich mam w głowie i w sercu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój blog zawsze poprawia mi humor :D Przypały zawsze muszą jakieś być ale najważniejsze niezapomniane wrażenia :D miło ze strony tych ludzi, że wpuścili Cię na Twoje miejsce :). Nie zawsze są tacy fajni na koncertach, czasem się wepchają i tyle (nawet jak się nie ruszasz ale jesteś słabsza x.x). Czekam na kolejne historie :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedyś jakoś częściej chodziłam na koncerty. Lubiłam takie klimaty. Fajny i wesoły post :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Takie koncerty zapadają najbardziej w pamięć :) mój pierwszy koncert to było Lady Pank, dawno temu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajny wpis :D Przyjemnie się go czytało :) Z tymi frytkami to jakbym widziała siebie, często na czymś siadam i potem tyłek brudny ;p
    Pamiętam jak raz pojechałam sobie na shoping i mi spodnie pękły na du*ie :D chcąc nie chcąc musiałam kupić spodnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Haha, masz świetną siostrę:D W każdym razie, historia niezapomniana i tak, chcemy więcej!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  16. To były czasy:) super historyjka

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja nawet nie pamiętam kiedy i na jakim koncercie była po raz pierwszy :D Niezla wpadka z tymi frytkami :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetna historia, koncert koncertem, ale tyle przygód po drodze! :D
    A w taką grę z karteczkami kiedyś grałam ze współpracownikami na delegacji i podobało mi się, jeden kolega miał na czole wypisanego samego siebie, inny ówczesnego szefa projektu, tylko ja nie miałam weny do tych haseł i wymyślałam jakieś głupie, których nie umieli zgadnąć.

    OdpowiedzUsuń
  19. haha ja jak byłam mała miałam chorobę lokomocyjną level hardcore - rzygałam na każdej klasowej wycieczce:D nieważne ile się jechało, 10 minut czy 10 godz - ja zawsze do torebki rzygu rzygu xd nic nie pomagało:) więc kończyło się na tym że nie brano mnie już potem na wycieczki ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam ten plus że podróże przesypiam. Podobnie jak w tej historii ale też nie raz się zdarzyło :)

      Usuń
    2. zazdroszczę... ja nigdy usnąć nie mogłam zawsze było BUL z żołądka i afera na cały autokar haha

      Usuń
  20. "Błyszczałam niczym masło na bułce" :D zabiłaś mnie tym tekstem :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna wyprawa na koncert:) szkoda tylko frytek :D

    OdpowiedzUsuń
  22. dobrze, że koncert był udany :D bo jakby po takich przebojach poszło coś nie tak to masakra haha ;D

    OdpowiedzUsuń
  23. Fajna historia ^^ sama raczej rzadko chodzę na koncerty więc nie mam takich przygód :)

    OdpowiedzUsuń
  24. "Jak pokazać krakowską suchą":))) No jak???
    Idealne wspomnienia z idealnego koncertu:))

    OdpowiedzUsuń
  25. Pierwszego koncertu nie pamiętam, ale pierwszy który pamiętam to był Kult. Genialna zabawa!

    OdpowiedzUsuń
  26. Mój pierwszy koncert to Kult. Potem był jeszcze Kazik Na Żywo, Acid Drinkers, KoRn, Pablopavo i Ludziki, Perfect.

    Na razie jesień jest taka do siedzenia w domu raczej i czytania książek, albo do słuchania muzyki. I do niczego więcej. Może za jakiś czas będzie z pogodą lepiej.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Koncerty są super, choć ostatnio to średnio dostępna rozrywka. Świetny tekst

    OdpowiedzUsuń
  28. Jak ja bym miała wspominać te koncertowe trasy i wtopy to by znaków w Bloggerze zabrakło xD
    Wystarczy mi to, że kiedy przejeżdżamy koło Góry św. Anny to zawsze mam serce na ramieniu w obawie, że coś znowu klęknie i trzeba będzie wyskoczyć z połowy wypłaty :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Koncerty są wspaniałe, super wspomnienia :D

    OdpowiedzUsuń
  30. nigdy nie byłam na koncertach, ale bardzo bym chciała. Super przeżycia, wiele historii do opowiadania i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  31. Na koncert Chylińskiej chciałam iść zanim wybuchła pandemia i odwołali :(
    A czasy koncertów mega miło wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncertów Agi nie odwołali. Przeniesione zostały na inne terminy a bilety można było w razie czego zwrócić. Ja miałam bilet na 28 marca, został przeniesiony na czerwiec a odbędzie się faktycznie 17 października. Przynajmniej mam taką nadzieję

      Usuń
    2. Chyba że chodzi o same festyny czy jakieś dożynki :)

      Usuń
  32. Miedzy 15 a 35 rokiem życia byłam na bardzo wielu koncertach jak i festiwalach :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Hah lubię te Twoje historie... :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Mój pierwszy koncert? Hmmm...? Chyba Krzysztof Krawczyk w wieku 10 lat:) Pozdrawiam, codziennyuzytek.pl

    OdpowiedzUsuń
  35. Witaj słonecznie
    Mój pierwszy koncert? Chyba w filharmonii?
    Dzisiaj święto Aniołów Stróżow.
    Niech Anioł otula Cię swoim opiekuńczym skrzydłem każdego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  36. 40 yr old Financial Analyst Emma Burnett, hailing from Clifford enjoys watching movies like Melancholia and Playing musical instruments. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Bugatti Type 18 5-litre Sports Two-seater. swietna strona

    OdpowiedzUsuń

Odwiedzam każdego, kto zostawił u mnie komentarz i zostawiam ślad na jego/jej blogu lub stronie internetowej przed pojawieniem się kolejnego wpisu!
Pozdrawiam Kolorowo!