piątek, 24 maja 2019

,,Kiedyś to było..." - czyli historia o różowej Agnes.

Czołgiem! Zastanawiałam się, jak zwykle o czym do Was napisać, a że jest już u mnie wtorek, fajnie by było mieć chociaż jakiś zarys, szkic czy whatever. Tym razem na inspiracje wpadłam słuchając ,,Weź nie pytaj" Domagały. I nie siedziałam na kiblu.


Kiedy byłam mała, w sumie jak każdy z nas, próbowałam znaleźć swoje własne ja w świecie (do dzisiaj nie znalazłam, ale o tym serze innym razem). Grałam w tenisa, pływałam, rysowałam i narzekałam. Te dwa ostatnie jako tako mi wychodziły, natomiast jeśli chodzi o pływanie to brzuchem o brodzik. O tenisie nie wspomnę. A tak w ogóle miałam się pokłócić z sąsiadką z działki, co by mi te piłki zielone oddała... z resztą teraz mam psa i ona je wszystkie aportuje, więc lepiej się gra. 

Zawsze miałam jakieś zacięcie do wyrażania się przez sztukę i te wszystkie rzeczy z nią związane, czy w szkole, czy poza nią były doceniane z różnych stron. Jakoś szło mi pisanie, rysowanie, czy właśnie muzyczne uzdolnienia. Nie licząc śpiewania - wyje jak mieszanka spuszczania wody w toalecie i kozła. Ale z innych rzeczy zawsze byłam dupa. Szczególnie matma, czy nauki ścisłe to jak walić imadłem o ścianę.

No ale cofnijmy się do tematu, bo zaraz zacznę biografię pisać. Dzisiaj będzie o moim zacięciu do instrumentów i o pewnej Agnes, a jakiej, to zobaczycie...


ORGANKI I KUPA ŚMIECHU

Było to masa czasu temu, kiedy Maryla wystąpiła pierwszy raz na sylwestrze. Dostałam od Matczynej Jednostki małe organki. Czerwone. No i postanowiłam zagrać jakąś piękną balladę. Wyszłam na dwór (albo na pole, jak wolicie) i po pierwszych brzmieniach "Ich Troje" (kłamię, tak naprawdę nie pamiętam co tam udawałam, że gram) na organki nasrał mi ptak tak okrutnie, jakby przedtem zjadł talerz grochówki. Tu moja muzyczna kariera na trochę się zakończyła. Była krótka niczym walka Popka z Pudzianem.


KEYBOARD

Moja najstarsza siostra dostała keyboarda na święta. Miałam wtedy może z siedem lat, nie wiem dokładnie, ale pamiętam, że ten prezent bardziej mi się podobał, niż mój własny, chociaż równie drogi. Siostra mnie uczyła grywać proste dźwięki ,,Panie Janie", czy jakieś tam kolędy. Matczyna Jednostka chciała kupić mi osobny instrument, ale siostrze się znudził, więc dostałam po niej. Instrument zmarł, gdy pewnego dnia stojaczek pod nim się zerwał i keyboard spadł na panele. Klawisze wyskoczyły, a nawet jak je się wstawiło z powrotem nie chciał wydać dźwięku. Umarła moja radość, ale i też zapał. Na święta wolałam dostać kamerę, niż nowy sprzęt, także temat się urwał. I kariera się skończyła - Pudzian skóry tanio nie sprzeda.


ELEKTRYCZNE RZĘPOLENIE

Ta sama siostra dostała na inne święta gitarę elektryczną. Ogromny prezent, więc sobie dorabiała, jak mogła, aby dołożyć się do niego, oczywiście rodzice ją wsparli. Całość wyglądała fantastycznie i bardzo pasowała do jej rockowego imagu. Wiecie, glany, czarne ubrania, wytatuowany rękaw... sęk w tym, że siostra grać nie umiała i pozostawiła swoją pasję zaraz po tym, jak urwała jej się jedna struna. Ja miałam oficjalny zakaz tykania gitary, gdy jej nie było w pobliżu, a ona miała zakaz rzępolenia gdy wszyscy są w domu. Strasznie rzępoliła...


FLET NIE TAKI PROSTY

Na muzyce zawsze szło mi dobrze. Pan Profesor, co jak śpiewał pluł tak, że w dwóch pierwszych ławkach nikt nie siedział kazał wybrać sobie instrument, a jak ktoś nie miał musiał się złożyć na klasyczny i ch#$jowy flet prosty. Gitara nie moja, keyboarda nie miałam, miałam tylko okurzoną fujarkę, którą siostra mi z kolonii przytargała. No to musiałam kupić flet.

Szło mi całkiem dobrze, nawet za łatwo. Bardzo szybko uczyłam się nowych piosenek. Pamiętam, że raz nie było mnie w szkole i Pan Plujka kazał się nauczyć grać jakąś tam balladę. Ja uradowana, że umiem, zagrałam przed klasą. Okazało się, że, chociaż rytm to miało, to kompletnie nie było to, co miałam zagrać. Odważyłam się, sama zgłosiłam, a zostałam skrytykowana i postawił mi jedynkę. Trochę niesprawiedliwie, nie uważacie?


BEATRYCZE Z AC/DC *

*brzmi jak jakaś choroba

Odstawiłam instrumenty (o rety, ile ich miałam) na jakiś czas. Później odkupiłam gitarę od siostry. Tak właściwie, to nie odkupiłam, po prostu stała nie używana i zdałoby się, że nikt jej używać nie będzie. Wtedy miałam też szajbę na starą Chylińską, AC DC i chuj wie co jeszcze. Ogólnie pierdolnik i do dzisiaj przepraszam przyjaciół, że musieli się ze mną wtedy trzymać. Wydrukowałam sobie samouczek z takim dinozaurem dla kompletnych dzieciuchów. Strasznie mnie drażniło, że zaczynam od kompletnych podstaw, ale było bardzo ciężko uczyć się akordów na gitarze elektrycznej, która jest bardziej skomplikowana, niż klasyczna. Po tym, jak utraciłam strunę (zapomniałam dodać, że tamta struna została naprawiona) ponownie postanowiłam sprzedać gitarę, kupić sobie normalną, a resztę pieniędzy oddać. Bo w sumie gitara nie należała do mnie.


HISTORIA AGNES

Kupiłam sobie gitarę akustyczną. Różową. Taka, aby była prawdziwa, wyrażała mnie i była dla mnie czymś wyjątkowym. Nazwałam ją Agnes, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego ją nazwałam. Może chodziło o Chylińską, lecz nie sądzę. Uczyłam się ponownie, od początku sama. Później nasz miejscowy ksiądz mi pomagał, ale kiedy grałam już tak jak on, albo i lepiej, zostawił mnie z "problemem" sam. Dzisiaj już zagram praktycznie wszystko. Od ,,Ody do radości" do ,,Weź nie pytaj". 



A wiecie co jest w tej historii najpiękniejsze? Że wytrwałam. Każdy instrument uczy, że trzeba spędzić troszkę z nim czasu i nabrać cierpliwości. Ale też pomaga w samotności i bólu. Sprawia wraz z muzyką, że świat jest piękniejszy. Dzisiaj Agnes ma już swoje lata, trochę rys, ale nigdy bym jej nie wymieniła na inną gitarę. Nie uważam, że jakoś świetnie gram... nie łączę przyszłości z muzyką, ani nie pójdę do ,,Mam Talent", ale cieszę się, że Agnes ukształtowała moją osobowość i jest ze mną wtedy, kiedy jest mi źle. Po prostu.


A czy Wy gracie na jakimś instrumencie? Nerwy się nie liczą! :D




Pozdrawiam Kolorowo

Beatrycze



15 komentarzy:

  1. Jak Wam się podobała dzisiejsza historia? Będzie takich więcej. Mam nadzieję, że czytaliście z bananem na twarzy. A może Wam wstawić filmik, jak coś gram? Jeszcze nie wiem o czym bedzie za tydzień, ale na pewno będzie śmiesznie!

    Cenie sobie każdy komentarz, a na Wasze blogi zacznę wchodzić od jutra i każdego, kto skomentował tutaj na dole również odwiedzę :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo przebytej ciężkiej drogi przez te wszystkie instrumenty. Twoja historia jak zwykle rozbraja xD. Ja nie gram na niczym. Skoro nerwy się nie liczą... Niby czemu się nie liczą? Ja mam talent! Na innych instrumentach jestem antytalentem. Na muzyce miałam zagrać na flecie to się ładnie uśmiechnęłam, żeby tylko zdać. Mylę się przy do re mi sol fa nawet :P śpiewać też nie potrafię. Jeśli chodzi o muzykę to tylko jej słucha i chętnie posłucham jak grasz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak nerwy się nie liczą to nie. Aaaaaa, wróć. Na zabawkowym pianinku mojego dziecka nauczyłam się ze słuchu grać panie janie, wyszły w pole kurki trzy i sto lat. No i ode do radości. To też się liczy?
    Uwielbiam jednak słuchać muzyki - od klasyki po jazz... relaksuje mnie.
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I dobrze ,że nie odpuściłaś :-) Ja grałam jedynie na flecie ale tak naprawdę tego nie lubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niestety nie potrafię grać na żadnym instrumencie :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety nie potrafię grać na żadnym instrumencie, ewentualnie na nerwach ha ha :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja teraz gram na cymbalkach mojemu synkowi,ale to się chyba nie liczy jako granie😁

    OdpowiedzUsuń
  8. ja grałam na flecie, cymbałkach i keybordzie tak, że sąsiedzi pukali w sufit mając dość :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedyś grałam na gitarze:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Historia z organkami najlepsza :D od razu przypomniało mi się jak raz ptak zrobił mi kupe do ucha i to podczas opalania :D ja grałam tylko na flecie ale to dawno temu w szkole. Nie mam talentu do tego :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ciekawie, że trafił akurat do ucha :D Chociaż lepiej tam niż w inny otwór na twarzy... :D
      Pozdrawiam również

      Usuń
    2. Hahahhah nigdy o tym nie pomyślałam :D szczęście w nieszczęściu :D

      Usuń
  11. Jak byłam mała chciałam grać na gitarze, ale niestety nie miałam okazji się nauczyc:(

    OdpowiedzUsuń
  12. Czasami trzeba szukac, aby znaleźć ten instrument dla siebie. Trochę tego u Ciebie było i super,ze wytrwałaś. U mnie w zyciu muzycznie był fortepian w zskole muzycznej, keyboard tez przeszłam :-P no i flet :-P Do gitary nigdy nie doszłam :-D ale cóz wzsystko przede mną.

    ps. ha ha przypomniały mi się jeszcze tamburyn i cymbałki, ale tooooo bardzo wzcesne lata podstawówki :-P

    OdpowiedzUsuń

Odwiedzam każdego, kto zostawił u mnie komentarz i zostawiam ślad na jego/jej blogu lub stronie internetowej przed pojawieniem się kolejnego wpisu!
Pozdrawiam Kolorowo!