wtorek, 21 czerwca 2022

Wersal, wizyta na wieży Eiffla, Luwr i inne, czyli Paryska przygoda część druga!

Czołgiem! W ostatnim wpisie był wstęp do naszego wyjazdu. Opowiadałam o przeciążeniu samolotu moją masą, seksownym stewardzie i Polach Elizejskich, które polami okazały się nie być. Dzisiaj dalsza część przygody...

3.06.2022 - Czuć bułką paryską.

Dzień zaczeliśmy bardzo wcześnie, od zjedzenia kruesanta na słono i na słodko. Ku naszemu zdziwieniu na śniadaniach nie było bułek, ale właśnie takie rogaliki i bułka paryska. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, tym bardziej, że w hotelu mieliśmy wykupione jedynie śniadania.


 


Tego dnia mieliśmy odwiedzić Wersal. Wejscie mieliśmy wykupione na 10:30, jednak od naszego hotelu, ba... od samego Paryża jest to spory kawałek i niemałe wyzwanie dla takich nieogarów, co tramwajami nie umieją się poruszać w Gdańsku. Musieliśmy metrem dostać się na jedną ze stacji, której nie umiem wymówić. Potem na plac Invalide, czy jakoś tak i tramwajem do Wersalu. O dziwo to nam się udało i na miejscu byliśmy godzinę przed czasem. Skorzystaliśmy z tego i udaliśmy się do piekarni, gdzie zobaczyłam fajne ciastko. Miałam ochotę na coś słonego, więc zauważyłam bułeczkę z serem i pieczarkami. Po zakupie okazało się, że to nie ser, a budyń i nie pieczarki, a czekolada. Cóż... może i słodkie, ale i tak smaczne. Przed wejściem do Wersalu oczywiście nas sprawdzali. Tam wszędzie sprawdzają, jak na lotnisku, bo się boją zamachów. Ulice często odwiedzane też mają swoje specjalne barykady. Nie dziwię się, chociaż robią się spore kolejki. Na szczęście mogliśmy wnieść słodycze z pobliskiego sklepu, które kupiłam dla siostry.


 

Budynek był ogromny, a i samo ogrodzenie robiło wrażenie. Na zdjęciu zajebista ja, wyglądająca jak taka typowa Grażyna turystka.


 

Cały zamek to jeden wielki przepych. Gdybym miała interpretować i zachwycać się każdym obrazem z kolei, musiałabym dopłacić do hotelu za conajmniej rok. Ogromna ilość obrazów i mebli, które kiedyś towarzyszyły królom. Dużo portretów, głównie Napoleona... odwzorowane pięknie sypialnie i gabloty z rzeczami, jakie wtedy używali. Złote to, a skromne...


 

Nieopodal znajdował się piękny ogród. Niestety trzeba było za niego dodatkowo zapłacić 10 Euro za osobę. Mimo wszystko skorzystaliśmy i zrobiliśmy naprawdę ładne zdjęcia. Widoki niesamowite, a całość pięknie zadbana i ooogromna! Minus taki, że można było płacić tylko kartą, więc jeśli wybieracie się do Francji zaopatrzcie się w nią, bo wiele rzeczy opłaca się właśnie tak.


 

Później wróciliśmy do hotelu i zjedliśmy wspólny obiad. Następnie wybraliśmy się na Wieże Eiffla, bo co to za wycieczka do Paryża bez tego punktu! Niestety tutaj mieliśmy pecha, bo troszkę za długo byliśmy w restauracji, pogubiliśmy się w metrze i nie zdążyliśmy na opłacony już rejs statkiem po Sekwanie. Sprawa wygląda tak, że wejście na wieżę mieliśmy o 22, a ostatni statek odpływał pół godziny po tym czasie. Postanowiliśmy szybko wejść i zejść z tej wieży, żeby zdążyć, ale niestety się nie udało, ponieważ była kolejka... do kolejki jadącej w dół, a samo zejście z góry schodami trwało około 20 minut.




 

Przyznam, że trochę jestem zła, ponieważ ,,na szybko" weszliśmy i zeszliśmy z wieży, żeby zdążyć, a i tak się nie udało, bo statek odpływał, gdy dotarliśmy na miejsce. Gdybyśmy wiedzieli, że i tak nie zdążymy - zostalibyśmy dłużej na wieży. Ale i tak jestem z nas dumna, że mimo bólu nóg zeszliśmy sami schodami w dół. Mimo wszystko mamy piękne zdjęcia z samej góry, chociaż nie zdążyliśmy zwiedzić tego, co się znajduje w samej budowli, a były tam restauracji i różne sklepy.

Potem niestety nie wiedzieliśmy jak trafić do domu i wróciliśmy taksówką totalnie zmęczeni. To był naprawdę męczący dzień.

3.06.2022 - Polskość w Paryżu.

Z rana udaliśmy się na wycieczkę tropem Polskich znaków w Paryżu. Widziałam między innymi dom w którym mieszkała Maria Skłodowska-Curie z mężem. Odwiedziliśmy też słynną katedrę Notre Dame. Niestety nie dało się wejść do środka ze względu na pracę remontowe po pożarze. Dowiedziałam się od przewodnika, że pracownik, który był tam pierwszy dzień został odpowiedzialnym za powstanie pożaru, bo nie dopilnował wszystkiego. Ten to ma pecha.



 

Później odwiedziliśmy Muzeum w Luwrze. Budynek jeszcze większy, niż Wersal. Całość ogromnie przeładowana obrazami i obiektami. Od reliktów z czasów starożytnego Egiptu, jak mumie, po elementy dawnego Luwru, starych osad itd.







 

Śmieszyło mnie, że na początku każdy powoli oglądał pierwsze prace - szkice Leonarda, a później tylko zerkali, ponieważ nie było na to totalnie czasu, ani sił. Nogi po prostu odpadały. Na szczęście, pracownicy pomyśleli i w środku było trochę siedzień, więc dało się co jakiś czas usiąść - przeciwnie do Wersalu. Niektórzy nawet tam spali.

Najważniejsze obiekty zaliczone... słynna Mona Lisa do której kolejka była ogroooomna! Nike z Samotraki, Wenus z Milo, czy obraz z Joanną  d’Arc.



Po zjedzeniu posiłku mieliśmy znowu ogromnego pecha. Zaczęło strasznie padać i pojawiła się burza. Na szczęście mieliśmy płaszcze, chociaż przy tej ulewie niewiele pomogły. Przestał też działać internet, przez co... nie zdążyliśmy na kolejną wycieczkę. Na szczęście udało nam się ich złapać i odwiedziliśmy Wzgórze Montmare, które było po prostu przecudowne. Byliśmy tez podczas fragmentu mszy, która wygląda o wiele radośniej, niż u nas. Wszyscy śpiewali i się radowali.






4.06.2022 - Czas kończyć wycieczkę.

Strasznie bałam się odprawy we Francji, okazało się jednak, że poszło łatwiej i sprawniej, niż w Gdańsku (chociaż tam też nie było problemu, tylko obiekt duży). Ostatnie drobne eurasy wydałam na lotniskowe jedzenie. Podróż do domu była lepsza, niż tamta. Załoga tym razem mówiła po polsku. Kupiłam niewiele pamiątek... małą Wieżę Eiffla, kilka rzeczy z Małego Księcia, którego kocham, bransoletkę, magnesy, karty...

 

Podsumowanie:

Wycieczka nie była zbyt długa i zasadniczo to był jej minus, zacznijmy więc od nich. Bardzo przeładowana atrakcjami. Jedliśmy tylko śniadania i obiadokolacje (spokojnie, nie chodziliśmy głodni) i cały czas coś się działo. Z jednego miejsca mieliśmy chwilę na przetransportowanie się do drugiego, co nie było łatwe w obcym mieście i często się gubiliśmy. Pomijając zmęcznie i ból nóg, ale wiadomo - mieliśmy zwiedzać. Dostaliśmy bilety na metro, całodobowe - które nie działały. Czasami jechaliśmy na gapę, innym razem kupiliśmy jednorazowe na własny koszt - 7 euro za przejazd... Przez przeładowanie atrakcjami nie udało nam się zdążyć na rejs Sekwaną, a także spóźniliśmy się na jedną z wycieczek. Tak jak mówiłam, wszystko trzeba było całkiem sprawnie zwiedzać, pamiętając o wszechobecnych kolejkach i sprawdzaniu wszystkiego, co wnosisz.

Teraz czas na plusy. Jedzenie było bardzo dobre. Jedne z lepszych, jakie jadłam. Słyszałam, że francuzi nie chcą mówić po angielsku, ani pomagać, jeśli nie mają w tym biznesu. Ja się z tym nie zgodzę... podchodziliśmy do obcych ludzi i pytaliśmy gdzie co się znajduje, jak dojechać. Każdy nam pomagał i próbował wszystko wytłumaczyć po angielsku, jak umiał. W ogóle francuzi są bardzo mili i uprzejmi. Mają bardzo dobre pieczywo, szczególnie słynną bułkę paryską. Słyszałam, że Paryż jest brudny i też się z tym jakoś szczególnie nie zgodzę. Nie czułam jakiegoś smrodu, wszystko było w miarę zadbane. Chociaż wymieniłam to w minusach, to cieszę się, że zobaczyłam te wszystkie rzeczy, budowle i zabytki. Naprawdę robią wrażenie. Kompletnie inny świat, daleki od tego, jaki mam w Gdańsku.

 Czy jeszcze kiedyś odwiedzę Francje? Tak, mam w planach wyjazd do Disneylandu, ale to może za kilka lat. Czy jestem zadowolona z wycieczki? Jak najbardziej, chociaż gdybym miała dzisiaj się na nią wybrać, wolałabym te atrakcje rozłożyć o chociaż jeden dzień dłużej, by się bardziej nimi nacieszyć.

 Kilka pytań do Was:

1. Jakie państwo chcielibyście najbardziej odwiedzić?

2. Polecacie jakieś jednodniowe wycieczki w Polsce?



Pozdrawiam Kolorowo

~Beatrycze👩



środa, 15 czerwca 2022

Prezent dla przyjaciółki, szpitalne leczenie, nasza Paryska przygoda, czyli zaczynamy urlop!

 Czołgiem! W dzisiejszym, bardzo spóźnionym wpisie dowiecie się, jak wyglądał mój początek urlopu. Opowiem Wam też o mojej wycieczce do Paryża. Dzisiaj dodam kilka zdjęć i wspomnień z wyjazdu, a w kolejnym wpisie dokończe.

30.05.2022 - Ostatni dzień w Mordorze.

To był ostatni dzień w mojej pracy. To nie jest tak, że jej nienawidzę, ale szczęście w nieszczęściu, że wychodzę na urlop właśnie wtedy, gdy jest najwięcej roboty i w końcu odpocznę. Naprawdę czekałam na ten dzień i odliczałam minuty, sekundy...

31.05.2022 - Prezent przed-ślubny.

Jestem świadkową u mojej najlepszej przyjaciółki. Na początku chciałam zrobić wieczór Panieński, ale z racji, że ma dwójkę małych dzieci, nie chciała takiej imprezy.  Postanowiłam Jej to zrekompensować i zrobić coś w stylu... kalendarza adwentowego. Codziennie przez tydzień będzie otwierała różne paczuszki w których będą małe prezenciki. Ostatni jest zamówiony i specjalnie spersonalizowany. Mam nadzieję, że Jej się spodoba i zminimalizuje stres przed całym wydarzeniem. Oto kilka zdjęć z tego, jak wykonałam ten prezent. Nie wszystkie paczki są pokazane, ale każdy ma inną tematykę... relaks, dbanie o stopy, słodycze itp.


Paka ze słodyczami.

Dzień SPA.

Zadbaj o stopy.

Glow Up!

Chińska kolacja dla dwojga.

Kompletowanie prezentu.

Ostatni prezent - szlafrok z napisem ,,Panna Młoda", czekoladka, świeca, balsam do ust, liścik i kubek.

Personalizacja.


Wszystkie prezenty zapakowane!

Ostatni prezent - Gift Box dla Panny Młodej możecie znaleźć na stronie SHEBY WEDDING. Naprawdę polecam! Cena i całość wyglądała tak -> KLIK

Post nie jest sponsorowany :)

1.06.2022 - Szpitalne leczenie.

Nie, nic mi, ani nikomu się nie stało. Musiałam zawieść psowatą na szczepienie. Chciałam to zrobić przed wyjazdem do Paryża, bo okazało się, że ma coś na łapce, a nie jest to moim zdaniem kleszcz. Ileż było pisku, wycia, jakby ją ze skóry obrywali. Koniec końców zmiana okazała się być nieszczególnie ważna (o dziwo nie był to sutek), więc póki jej nie gryzie jest okej. Puszosława odwiedziła też sklep z cegłówką w nazwie, znalazła dla siebie smaczki i została wygłaskana chyba przez każdego pracownika. Jest tam dosyć sławna, bo już na wejściu wszyscy wołają ją po imieniu.

Wąchacz pospolity.


Wieczorem w końcu udało mi się spakować. Nie miałam na to totalnie czasu. Pomogły mi te opakowania z Shein. Są genialne i widzę, że wiele osób używa ich na wyjazd.



 2.06.2022 - Lot samolotem!


 

 

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam lecieć samolotem. Cudowne uczucie. Nie mogłam się doczekać, a jednocześnie byłam mega zestresowana, bo wraz z chłopakiem pierwszy raz odprawa była zależna tylko od nas. Mieliśmy być o lotnisku już o 13, a lot dopiero o 16. Byliśmy chwilę po wyznaczonej godzinie, a okazało się, że boarding (nie wiem, czy dobrze to napisałam, ale miało być profesjonalnie XD) jest od godziny 14. Lotnisko było fajnie podzielone, w zależności od firmy - my lecieliśmy Ryanerem. Niestety była masa ludzi i nie dało się nawet usiąść. Po godzinie mogliśmy oddać bagaże i byliśmy pierwsi, by przejść na odprawę celną. Ta przeszła szybko (nie licząc wyjmowania powerbanka z walizki) i udaliśmy się od razu szukać gate'u. Nikogo jeszcze tam nie wpuszczali, więc postanowiliśmy pozwiedzać, bo mieliśmy półtorej godziny. W Gdańsku była masa restauracji i sklepów. 


Niestety ceny nie za bardzo kusiły, by cokolwiek kupić, więc koniec końców udaliśmy się tylko na obiad do klasycznego Maczka. Wtedy już stres opadł i byłam pewna siebie, chociaż towarzyszyło mi uczucie braku walizki. Gdy skończyliśmy jeść zapowiedzieli nasz lot i udaliśmy się już do gate'u, by jeszcze czekać w korytażu, gdzie było bardzo ciepło. Na szczęście długo to nie trwało i szybko poszliśmy do samolotu. My wsiadaliśmy tyłem. Od razu przywitał nas Pan, który wyglądał naprawdę bardzo seksownie. Nie chce zabrzmieć dziwnie, ale moi drodzy... takich pośladków nigdy nie widzieliście. Niestety Pan nie był z polski, powiedział niezrozumiale miejscowość do której się udawaliśmy (lotnisko nie znajduje się w Paryżu) i wciąż nie byłam pewna, czy wsiadłam do dobrego samolotu (jakby dziesięć oględzin biletu przez pracowników nie wystarczyło). Powiedziałam, a właściwie zapytałam: ,,Paryż?". Seksowno pośladkowy Pan przytaknął i od razu zajeliśmy swoje miejsca. Trudno. Być może nasze walizki wylądują właśnie tam, a my w jakiejś Hiszpanii. Kto wie?


Siedzienia mieliśmy dwa, obok siebie. Z tyłu siedziała Stewardessa płci żeńskiej. Sam samolot nie był za duży, ale cieszyliśmy się, że jako nieliczni nie musimy mieć trzeciej osoby u boku, więc Pani z Biura Podróży się spisała dając nam właśnie takie miejsca.

Uwielbiam uczucie unoszenia się samolotu, odbyło się bez większych, a nawet mniejszych problemów. Kupiłam sobie najdroższą w życiu kranówkę podczas tej podróży i delektowałam się oglądając pobrane wcześniej odcinki najnowszego sezonu Strenger Things.

Sam lot był bardzo spokojny i niewiele się działo. W sumie to tylko dwie godziny z małym kawałkiem. Wylądowaliśmy na lotnisku niedaleko Paryża w miejscowości na B, ale za ch$ja nie pamiętam nazwy. Wypowiedzieć się jej też nie da. Samo lotnisko było bardzo małe, ale zwróciłam dopiero uwagę na jego rozmiary podczas powrotu do Polski.

Czekał już na nas Pan z busem i jeszcze jedna rodzinka, która, jak później się okazało, mieszka całkiem niedaleko nas. Podróż do hotelu trwała około 1,5h. Śmieszne było to, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie minęliśmy była Francuska siedziba naszej pracy. Faktycznie wiedzieliśmy, że nasza firma jest z tego kraju, ale, że uda nam się ją minąć? Przecież Francja jest dużym miastem.

Zmęczeni udaliśmy sie do hotelu. Mieliśmy pokój na piątym piętrze, trzygwiazdkowy. Nigdy nie zwracam uwagi na jakość noclegu, gdy nie wybywam na wakacje, gdzie chce odpoczywać (jak kiedyś w Bułgarii). Ma być łóżko, kibelek i prysznic. Więcej mi do życia nie trzeba. Całość była bardzo ciasna... i prócz tych rzeczy niewiele było do wymienienia więcej. Mimo wszystko było całkiem... przytulnie.

Po krótkim, naprawdę krótkim pobycie w hotelu udaliśmy się na pierwszą wycieczkę. Najpierw jazda metrem. Przed nami Pola Elizejskie. I o dziwo... tu powinniście mnie palnąć w łeb, myślałam, że będziemy zwiedzali jakiś park, pola... wiecie, jakieś trawisko. Przed nami jednak ogromne ulice, pełne bogatych sklepów typu Gucci. No raczej nie moje ceny, ale wszystko naprawdę fajnie wyglądało. Była też masa sklepów mojej ulubionej marki Yves Rocher. Cała ulica wysadzana złotem, wszystko pięknie i bogato, a na koniec wieczorna wizyta przed Wieżą Eiffla. Przewodniczka trochę crazy, ale ogólnie na plus, wszystko nam w miarę wytłumaczyła. Mieliśmy malusi problem z dojściem do hotelu, koniec końców udało się taksówką. Prysznic i dosłownie... padliśmy ze zmęczenia.







 

A dalsza część wycieczki w kolejnym poście!

Pytania do Was:

  1. Byliście kiedyś we Francji?
  2. Jesteście przed, czy po urlopie?
  3. Jechaliście kiedyś metrem... lecieliście samolotem?

 

Pozdrawiam Kolorowo

~Beatrycze💋



wtorek, 7 czerwca 2022

Rodzinne świętowanie, arachnofobia i dramat elektryczny, czyli dziwny świat Doris.

 Czołgiem. Dzisiaj będzie troszkę kontynuacji poprzednego wpisu. Zapraszam na dalsze przygody kobiety, która minuty nie ma na odpoczynek :D.

21.05.2022 - Rodzinne świętowanie!

Tego dnia się działo wiele, a nawet i bardzo wiele, ponieważ w mojej bliskiej rodzinie odbywały się urodziny i to dwie imprezy w jednym. Moja mama obchodziła swoje 55, a siostra trzydziestkę. Obie mają urodziny w maju, trzy dni różnicy od siebie. Na początku tylko moja siostra miała wyprawiać, ale po zobaczeniu, jakie to koszty, stwierdziły, że zrobią obie, a mama po prostu odpuści sobie sześćdziesiątkę - zrobi tylko ojcu, bo 55 nie wyprawiał szczególnie.

Całość odbywała się w restauracji, jakieś 15 km od mojego rodzinnego domu. Przedtem mieliśmy wszystko obcykane, kto z kim jedzie, ale z racji niedyspozycji Muchy (poprzedni wpis), musieliśmy jakoś sobie poradzić z rodzinnym autem i tym siostry, co było dosyć trudne, tym bardziej, że nie pamiętałam drogi na salę. Ona sama wyglądała bardzo ładnie. Kompletnie żałuje, że nie zrobiłam zdjęć. Wszystko było w kolorze czerwono-niebieskim, a sama restauracja piękna z ogromnymi żyrandolami. Kiedyś już tam byłam, na urodzinach wujka. Było nas wszystkich aż 56. Mam sporą rodzinę, do tego znajomi mamy, rodzina od strony szwagra i przyjaciele siostry. Cieszyłam się, że przyjdzie kilka osób, których nie znam, bo cały czas te same twarze, to wiecie jak jest...

Goście byli ubrani na czerwono, bądź niebiesko. Pierwsi to zaproszeni przez moją siostrę, a drudzy mamę. Ja miałam problem i połączyłam w ubraniu oba kolory, a przynajmniej się starałam. Nawet miałam pasemko we włosach czerwono-niebieskie. Zrobiliśmy tak, aby goście nie przynosili dwóch prezentów. Większość nawet nie wiedziała, że zostaje zaproszona na imprezę dwa w jednych, chociaż byli i tacy, którzy przynieśli obojgu prezenty (chociaż nie musieli), bo gdzieś tam się dowiedzieli.

DJ naprawdę fajnie poprowadził imprezę, problem zaczął polegać na tym, do której drużyny iść w czasie zabawy... niebieskich, czy czerownych. Także raz szłam tam, a innym razem gdzie indziej. Siedziałam z czerwonymi, chociaż wyróżniałam się, ponieważ byłam ubrana bardziej na niebiesko z racji tego, że nienawidzę czerwonego koloru. Nie wszyscy też zastosowali się do dress codu, w sumie szkoda, bo nie był od trudny do wykonania.

Był tort, fajne jedzenie, masa zabaw prowadzonych przez prowadzącego... gra w zdrapki, gorące krzesła, układanie słów z liter. Nie było nudy i czas od 18 do 2 w nocy minął naprawdę szybko.

23.05.2022 - Spotkanie z pająkiem gigantem.

Jak wiecie, albo i nie wiecie, chociaż pewnie nie wiecie - mam arachnofobie do potęgi najwyższej bez pierwiastka. Mój samochód, aktualnie nie jest na chodzie, więc używam ojcowskiego. Najgorsze w tym wszystkim, że znajduje się on w garażu. Nienawidzę z niego wyjeżdżać, ale to nie jest najgorsze... najgorszy jest ten pająk. Gigant pająk - Borys.

Borys przez jakiś czas siedział i się nie ruszał, przyprawiając mnie o dreszcze. Jestem na tyle popierdolona, że wchodząc do garażu muszę mieć na sobie kaptur i... rękawiczki. Tak, mamy maj. Naprawdę bardzo boje się pająków. Jakby któryś mnie dotknął, chyba bym zemdlała. Od jakiegoś czasu Borys zniknął, a ja się martwie, że jest w nowej lokacji o której nie wiem i z tamtąd zaatakuje. Już nie wspominając o regularnym spóźnianiu się do pracy, teraz można do tego jeszcze dodać plus pięć, dziesięć minut...





25.05.2022 - Dramat elektryczny.

Tego dnia byłam przed nocką i po nocce, czyli musiałam odespać w dzień. Problem w tym, że skończyła nam się umowa w słynnej sieci internetowo - telefonicznej koloru pomarańczowego. Pan ze światłowodu miał być o szesnastej. Był o jedenastej. Nie muszę już dodawać, jak bardzo wyspana jechałam do pracy, ale pomijając ten fakt zmuszony był kuć w ścianie. Nowy ruter, czy jak to się tam zwie znajduje się na miejscu poprzednego, tym razem jednak, gdy włączamy go do kontaktu to... zapala się lampka w przedpokoju, która zasadniczo nigdy nie była używana, bo włącznika nie ma. Kumacie to? Wkładacie coś do kontaktu, a zapala Wam się randomowa lampka nie mająca nic wspólnego z tym, co włożyliście. Światłowód nabrał nowego znaczenia, bo naprawdę mamy światło.

28.05.2022 - Zakupy i żarełko.

Tego dnia udało sie zrobić ostatnie Rossmanowe zakupy na wyjazd i ogólnie. Chyba bardziej te drugie, bo wszystko się kończyło jak na złość. Kupiłam sobie też pasek do spodni, czyli coś, co odkładałam od chyba roku, a mój ledwo się już trzyma na ostatnich szwach. Wyobraziłam sobie, jak ściągam ten pasek na lotnisku przed sprawdzaniem, więc trochę taki wstyd, chociaż koniec końców paska nie używałam w trakcie lotów. Robiłam też za kierowcę i odwoziłam rodziców na komunię. Ja nie przepadam za tego typu uroczystościami. Będę tylko u swoich chrześniaków. Poszliśmy też do Maczka, byłam strasznie głodna. Mieliśmy iść do kina, ale nic ciekawego nie leciało. Próbowałam też słynnego Harnasia z Lodo Herbatą, takie 5/10. Wieczorem użyłam skarpetek złuszczających z Biedronki. Bardzo je polecem. Czekam na dni, aż będzie trochę spokoju, bo przedemną sporo rzeczy do zrobienia, ale jeszcze dwa dni pracy i... urlop. O tym jednak w kolejnym wpisie!

 

Pytania do Was:

  1. Byliście kiedyś na imprezie, podczas której obowiązywał dress code (goście ubierają się w dany sposób)?
  2. Boicie się pająków?

 

Pozdrawiam Kolorowo

~Beatrycze👩

poniedziałek, 23 maja 2022

Szczepionka, samochodowy kryzys i wielkie zakupy, czyli zaczynam ,,mini urlop".

 Czołgiem! W dzisiejszym poście opowiem Wam o moich kilku ostatnich dniach. Niektóre z nich będą fajne, inne troszkę mniej...  sami zobaczcie:

11.05.2022 - Szczepienie przeciwko głupocie.

Taka szczepionka już mi nie pomoże. Za późno. Nawet siedem dawek. Ogólnie jakkolwiek to zabrzmi nie planowałam się szczepić ponownie, ale wyjazd do Paryża troszkę mnie zmusił, ponieważ nie chciałam robić testów przed podróżą. Zasadniczo Pani z Biura Podróży gdzieś przeczytała, że muszę przyjąć jeszcze dwie dawki, bo moja skończyła ważność w marcu i trzeba zacząć od początku. Natomiast pielęgniarka powiedziała, że wystarczy jedna, kolejnej nawet nie dostanę, bo nie mam 80 lat, nie chorowałam często na covida i tak dalej. Więc ogólnie w bazie szczepionkę mam ważną, ale jeszcze będę się pytać dwa dni przed wyjazdem, czy może Francuskie władze i ich zajebistość mają jakieś inne zasady i u nich inaczej się szczepią. Tak czy siak mam nadzieję, że moje szczepienie wystarczy.



Znowu wiłam się w bólach i miałam odczucia troszkę inne od pierwszej dawki. Rok temu myślałam, że umieram i idzie do mnie ten z kosą, jak w Simsach. Totalnie te same odczucia miałam podczas covida w lutym. Tym razem przechodziłam ból lewego ramienia przez trzy dni i menopauze w wieku 26 lat - raz było mi gorąco, a raz ciepło.

12.05.2022 - Nieudane zakupy.

Tego dnia postanowiłam kupić sobie sukienkę na ślub przyjaciółki. Obeszliśmy wszystkie sklepy i te kiecki były jakieś takie zbyt.... balowe. Po poprzednim dniu czułam się, jak po ostrym przechlaniu i też nie miałam siły nic przymierzać. Dołka miałam do czasu, gdy znalazłam stoisko obok galerii, a tam Pani sprzedawała zagraniczne słodycze po mega tanich cenach. Kupiłam to i opierdoliłam, jak małpka banana.



18.05.2022 - Najbardziej pechowy dzień w tym roku.

Tego dnia o 6 rano jechałam szczęśliwa do domu. Czekał mnie ,,mini urlop", czyli sześć dni laby spowodowanej głównie urodzinami mojej Mamy i Siostry. Miałam też w planach kupić rzeczy na urlop, może w końcu sukienkę, naprawić spryskiwacze, szybe w aucie (nie otwierała się) i wymienić opony na letnie.

Wypuściłam kolegę z którym śmigam do pracy (z bagażnika) przed jego domem i słuchając sobie nowego kawałka Eda Sheerana jechałam dalej przez polankę. Pędziłam max 50 na godzinę ze względu, że przed chwilą mijał mnie autobus, a droga wąska. Nie zdążyłam się jeszcze rozpędzić, a tu bach... sarna. I to nawet nie lekko, wbiła się we mnie tak ostro, że aż odczułam podskok na siedzeniu. Zatrzymałam się w ostatniej chwilii, ale niewiele to dało. Nie pamiętam, co stało się z sarną. Na pewno nie leżała, może gdzieś tam dalej, ale nawet nie zwróciłam uwagi, czy odbiegła. 

Tętno waliło mi jak przy zawale, a ja bałam się wyjść z auta. Nie do końca chciałam zobaczyć co się stało, bo się zwyczajnie bałam. Włączyłam jedynie awaryjne, zgasiłam samochód i w końcu zobaczyłam straty.



O dziwo nie muszę nawet Wam zamazywać tablic rejestracyjnych, bo sama odleciała. Może mocno nie widać, ale przód totalnie skopany i do wymiany. Na początku strasznie spanikowałam. Jestem wysokowrażliwym człowiekiem i nie zawsze racjonalnie reaguje. Chwilę po moim wyjściu z auta usłyszałam, brzdęk i okazało się, że ktoś przejechał po mojej rejestracji. Poszłam po nią i wsadziłam do bagażnika, wyjmując też trójkąt ostrzegawczy i stawiając gdzie trzeba. Samochody zaczęły mnie omijać, ale nikt nie zapytał, czy nie potrzebuje pomocy przez długi czas. Zasadniczo stałam tam prawie godzinę, a tylko podpytał mnie jeden Pan z busa. Totalna znieczulica.

Jak to u wysokowrażliwców bywa - strasznie panikują, więc pierwsza moja myśl to zadzwonienie po 112. Tak też uczyniłam. Poprosiłam tylko o przyjazd policji. Później zadzwoniłam do mojej Mamy, a ta wysłała siostrę na miejsce zdarzenia. Zaczęłam się rozglądać, czy tej sarny nigdzie nie ma, ale w sumie obok był rów - tam mogła leżeć, a ja nawet nie sprawdziłam i mam wyrzuty sumienia. Gdyby jednak we mnie mocno walnęła, to widziałabym krew na ulicy, a była tylko sierść na moim samochodzie. Później przyjechała siostra i zapytała się, czemu dzwoniłam pod 112. W sumie ... nie wiem. Faktycznie - policja by przyjechała i co dalej. Przecież sarna nie ma OC. Zadzwoniłam na komisariat policji gdzie bylo przyjęte zdarzenie i odwołałam. Na szczęście okazało się, że mieli ważniejszą akcje i jeszcze się do mnie nie wybierali. Teraz miałam wyrzuty ze względu na sarnę i zajmowanie telefonu alarmowego.

Skleiliśmy przód samochodu taśmą z apteczki i pojechałam tak do szwagra, żeby mógł mi pomóc z naprawą Muchy. 

Teraz trzeba wymienić opony, naprawić spryskiwacze, przednią szybę, drzwi od pasażera (rysa), cały zderzak i jakiś kamień uszkodził przednią szybę. Całość na pewno będzie kosztowała około 3 tysięcy. Cóż... życie. A pierdolona sarna nie ma OC.

Także mimo tego że i tak miałam dużo na głowie, teraz mam jeszcze więcej. Na dodatek muszę jeździć samochodem taty, a tego nie znoszę... cały dzień przespałam.

19.05.2022 - Kolejny shopping.

Tego dnia wybrałam się na zakupu w celu wyboru sukienki. W końcu się udało. Może nie jest zbytnio balowa, ale ja właśnie takich nie lubię.
Jest delikatna i czuje się w niej bardzo swobodnie. Niestety dla mnie ciężko jest wybrać kieckę. Mam nadwagę, a dodatkowo tylko 164 cm wzrostu. Obcasów nie założe bo mam zachwianie równowagi jak po ostrym alko. Nawet na palcach za długo nie stanę. Udało mi się znaleźć ją w Mohito za 180 zł na tyle rozciągliwą, by mieć mniejszy rozmiar, a jednocześnie nie czuć się ciasno. 


 

Kupiłam też kilka rzeczy na wyjazd. Jest też prezencik na jedenaste urodziny Puszosławy i dwa smaczki dla królika Antka. Kupiłam też kilka mini prezentów dla przyszłej Panny Młodej, ale o tym w kolejnych postach.



Byliśmy też na spacerze i w najbardziej kolorowym miejscu ever. Nie odbyło się bez degustacji żelków.


 

Przeczytałam w końcu ,,Tatuażysta z Auschwitz". Jakkolwiek to zabrzmi, bardzo lubię tego typu literaturę. Miłość pokazana z zupełnie innej perspektywy. Pewnie większość książkocholików już czytała, ale jeśli nie, to polecam. Teraz na ruszt wleciała książka Agnieszki Chylińskiej. Tak, jest dla dzieci, ale lubię czasami dla luzu właśnie takie przeczytać, nie tylko Agi :). Tej jednej, jedynej jeszcze nie czytałam.

Przede mną stresujące dni... trzymajcie kciuki, żeby było cudownie! I tego też Wam życzę.

Pytania do Was:

1. Mieliście kiedykolwiek jakąś stłuczkę? Nawet jako pasażerowie.

2. Idziecie w tym roku na jakieś wesele?

3. Kupujecie prezenty urodzinowe dla zwierzaków?

4. Dzwoniliście kiedyś pod 112?

Pozdrawiam Kolorowo

~Beatrycze👥