Czołgiem! Dzisiaj troszkę dłuższy post, bo zabawie się na chwilę w autorkę bloga podróżniczego i zabiorę Was na Słoneczny Brzeg z odrobiną humorku i dystansu do siebie. Także bez zbędnego klepania zapraszam!
Napompowany rogalik w samolocie |
Do tej wycieczki szykowaliśmy się dosyć długo, bo aż od lutego. Pierwszy raz brałam wycieczkę ze strony fly.pl i nie do końca wiedziałam czego oczekiwać, właściwie zaczęło mnie drażnić to, że wszystkie informacje dostaliśmy dzień przed wylotem... ilość bagażu, data wylotu, wcześniej były nieznane. A to jednak nie podróż zatłoczonym PKS, gdzie starsza babka zamyka wszystkie okna w upale bo jej wieje, a samolotem, więc bałam się, że zostaliśmy po prostu oszukani. Szczęście w nieszczęściu nic takiego się nie wydarzyło i wszystko było okey, także zaczynaliśmy z dwojgiem moich znajomych całkiem ciekawą przygodę.
Nasz hotel |
Lot był całkiem miły, lecieliśmy z Gdańska do Burgas, gdzie to drugie lotnisko wołało o pomstę do nieba. Niestety podczas lotu nie przyszła moja zamówiona pizza z Gdańska. Na dodatek stresu dostaliśmy, kiedy nie ,,przyjechały" nasze walizki, okazało się jednak, że nasze mózgi nie poszły tam gdzie trzeba i nasze ubrania się znalazły. Po chwili dziwnym autobusem w klimacie Polskiego Gryfa udaliśmy się pod hotel, który wyglądał po prostu bajkowo. Miał przepiękną aulę, stołówkę, dwa ogromne baseny, dwie knajpki z drinkami, SPA i ogólnie jak miałeś wykupione all inclusive (nie wiem, czy tak się to piszę) to mogłeś wszystko. Pokój mieliśmy na piątym piętrze i tu zaczynała się zabawa, ponieważ winda była bardzo ciasna (wyobraźcie sobie trzy upchane osoby i nadmuchane ogromne koło do pływania), a na dodatek lubiła się zatrzymywać co piętro (bo ktoś wcisnął przycisk i wsiadł do innej), także podróż czasem trwała jak z Gdańska do Krakowa.
Głazy i jeden pustak. |
Pokój do najlepszych niestety nie należał. Nie był dość duży, ale miał dziwne, dosyć nieprzyjemne łóżka. Było nawet schludnie, ale jednak troszkę inaczej, niż w broszurce internetowej. Ale koniec końców mieliśmy tam tylko spać i nie było tragedii. Wykupiliśmy jedzenie, które było naprawdę bardzo dobre. Najbardziej zachwalałam ich zupy, czy bułeczki, ale kurczaki też robili całkiem niezłe. Wszystko było. Na śniadania przychodziliśmy jako ostatni, a na kolację jako pierwsi.
Ogólnie jedzenie było dostępne też na Pool Barze do godziny 17, czyli za dnia tylko od 17 do 18 nie było dostępnego jedzenia w hotelu. A teraz zagadka. Zgadnijcie w jakiej godzinie nasza ekipa była najbardziej głodna?
Jedna budowla z wycieczki do "starych rzeczy" |
Jeśli chodzi o basen to był bardzo fajny i czysty. W sumie były dwa, ale w jednym się nie kąpałam bo było od 170 cm, a że ja nie umiem pływać to wiecie... słabo (stąd kupno koła). Drugi miał w sobie brodzik, później było wody jakoś do metra, a na końcu 150 cm i ten mi najbardziej odpowiadał, chociaż nie powiem, że w morzu, które mieliśmy bardzo blisko lepiej mi się kąpało, było baaardzo ciepłe. Jeśli chodzi o minusy basenu to fakt, takich dziwnych płytek, strasznie bolały w stopy, a i ja się w kostkę zraniłam (pochucha ktoś?) na szczęście plastry, gaza i podręczne nosze ogarnęły sprawę.
Jedzenie nieopodal też bardzo smaczne, chociaż ja tam i tak zamawiałam swoją ulubioną lasagne, czy spaghetti. Mieli też bardzo dobre drinki i kawę. Jeśli umiecie drinki popić kawą to jesteście mną. W tym momencie chciałabym pozdrowić znajomą, co zamówiła Hot Milk, myśląc, że to jakiś ciekawy mleczny rodzaj drinka.
Jeden z dwóch basenów przy hotelu |
Na imprezach troszkę się ululałam, i wmówiłam Anglikowi, że najlepsza Polska potrawa to mielonka (co fajnie wymówił), a nasza ulubiona piosenkarka to of course Maryla Rodowicz. Na dodatek z balkonu krzyczeliśmy "Haba! Znacie Ever'y Night?", także nasza rodowita cebula również się włączyła. Przepraszam wszystkich Polaków to wina alkoholu była.
Z większych atrakcji byliśmy na golfie... oczywiście przegrałam tracąc miano mistrza, a i prawie wyleciałam z dmuchanego... takiego czegoś. Byliśmy też w starym mieście Nessebar i oglądaliśmy stare rzeczy i budowle. Nie jestem fanką takiego spędzania czasu, ale na pewno miło było zobaczyć takie miejsca jak już się tu jest. Zawsze mówię, że idę zwiedzać stare rzeczy i po prostu tuptamy sobie jak pingwinki z punktu A do B. Najbardziej rozśmieszyło mnie zwiedzanie dziury, nad którą było rozwieszone pranie. Wyobrażacie sobie tłumy ludzi, którzy oglądają Wasze majty?
Polscy miłośnicy alkoholu byli tam witani faktem, że Lewandowski pije piwo, Pudzianowski też to i my możemy. Raz wypiłam tam piwo, ponieważ dostałam taki duży kufel, że mogłabym tam sobie zrobić jacuzzi. Podczas picia tego specyfiku dwa razy musiałam do toalety.
Kolorowa plaża. |
Jeśli chodzi o ceny to na pewno jest taniej, niż we Włoszech, ale wiadomo, drożej niż u nas. Za lasagne zapłaciłam 13lv, (co wcale nie oznacza, że trzeba mieć 13 level, aby to kupić...) co jest na nasze jakieś 28 zł, czy nawet ujdzie. Magnesy można było kupić za 1 lv, a piwo tylko za trzy i to całą wannę :). Apropo moja kuzynka chciała ode mnie magnez z wyjazdu, to się zdziwi, jak dostanie w tabletkach.
Dla osób, które lubią podróżować w sensie takim, że się opierdalać, polecam jak najbardziej. Słońce, plaża, dobre jedzenie... natomiast dla tych bardziej pingwinków zwiedzających, jednak odradzam. Tak czy siak dla mnie to była ogromna przygoda, warta swoich pieniędzy!
A teraz czas po urlopie wrócić do pracy (smuteczek). A Wy jak spędzacie urlopy, wakacje, wymuszone l4? :)
Pozdrawiam Kolorowo
Beatrycze
Zapraszam również do mojej poprzedniej historii! -> KLIK
Czołgiem! Podobał Wam się wpis? Mam nadzieję, że tak.
OdpowiedzUsuńJuż za tydzień kolejna recenzja książki! Mam nadzieję, że Wam się spodoba!
Jeszcze nie byłam w Bułgarii, muszę się kiedyś wybrać. Fajne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJa tam lubię Marylę Rodowicz :D
Pozdrawiam!
Uwielbiam Twoje poczucie humoru :) Obserwuje i czekam na kolejny wpis!
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńFajnie,że jesteś zadowolona z wyjazdu:)
OdpowiedzUsuńVery interesting, love your blog, thank you for sharing.
OdpowiedzUsuńhttps://luxhairshop.com/blogs/ Lux-hair-shop-blogs
(づ ̄3 ̄)づ╭❤~
Super wyjazd, fajnie, że jesteś zadowolona bo to najważniejsze :-)
OdpowiedzUsuńW Bułgarii byłam dwa lata temu i podobnie jak ty lotniskiem nie byłam zachwycona. Ładne widoki, super pogoda, ale reszta trochę gorsza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Piękne miejsce:)
OdpowiedzUsuńBardzo miło czytało mi się całą recenzję wyjazdu. Byłam w Bułgarii ze 2 lata temu, ale szczerze mówiąc nawet nie pamiętam w jakiej dokładnie jej części byłam. Generalnie było fajnie, ale to przez ludzi, których poznałam, o dziwo mam jeszcze z niektórymi kontakt do dziś. Bułgaria to idealne miejsce do chillowania nad basenem czy morzem, bo jak się już zwiedzi Sozopol to nie ma co odwiedzać...
OdpowiedzUsuńChętnie odwiedziłabym kiedyś Bułgarię :D
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia! Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Widać, że wyjazd udany! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja, przeczytałam jednym tchem :-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w Bułgarii, ale widze,że u WAs bez przygód się nie obyło :-) Najważniejsze, że jest co wspominać. Ja jestem arczej osóbką, która podczas urlopu nie siedzio w jednym miejscu,a się przemieszcza, zmieniając lokalizację oraz zwiezdając okolice danego miejsca.
OdpowiedzUsuńUrlop mam zaplanowany dopiero na wrzesień i wtedy czekają mnie dwie destynacje - jedna bliżej, duga nieco dalej :-)
pozdrawiam
Zabawa na całego, widać wszędzie gdzie się wybierzesz zawsze jest wesoło :D my aktualnie pakujemy się na Pol'and'rock. W tym roku tylko krótsze wyjazdy, chyba, że na jesień jeszcze coś wykombinujemy.
OdpowiedzUsuń