Czołgiem! To będzie pierwsza recenzja książki na tym blogu i mam nadzieję, że nie ostatnia. Naprawdę ciężko jest napisać parę zdań o tekście pisanym i jest to wyczyn, przynajmniej dla mnie. Dzisiaj na ,,klatę" idzie jedna z moich ulubionych książek:
,,Śmieszek" - cierpienia młodego Youtubera.
Autorstwa Martina Stankiewicza
Samego Martina większość z Was może znać z jutuba, czyli miejsca, gdzie właściwie każdy może wylać swoją twórczość bez większego ,,ale". No ,,ale" są tacy, którzy moim zdaniem wypadają lepiej w tej dziedzinie i bez zbędnego gadania Autor tej książki tam się znajduje. Wiem. Zaczęłam od ślinotoku, ale naprawdę tak jest.
Książka została przeczytana już dawno temu, chociaż o wiele później, niż została wydana. Teraz przeczytałam ją ponownie, aby lepiej pisało mi się recenzje. No więc pierwsze pytanie o czym jest owa książka? Literatura ta (nie chcę używać znowu słowa książka, bo przeginam) jest o histori Martina Stankiewicza, o jego dzieciństwie, miłości, przyjaźni, piesku o zabawnym imieniu Tosia, co nazywała się Krewetka i, co najważniejsze hobby, jakim jest filmowanie.
Nie znam się na filmach, lubie chodzić do kina, chodzę tam raz w miesiącu i wolę jeść nachosy w kinie, niż popcorn (Martin w książce twierdzi, że popcorn to jest jedyny słuszny prowiant podczas seansu). Ewentualnie przegryze bigosikiem od Matczynej Jednostki, ale pod warunkiem, że mam chlebek. Czekaj, zgubiłam wątek... nie znam się na filmach, ale tą historię równocześnie można przelać na jakąkolwiek inną pasję. Śpiew, malowanie, whatever. Lubisz coś robić, to rób to! Pokaż to ludziom! Może to brzmi, jak słynne ,,Jesteś Zwycięzcą" Piotrka, ale to naprawdę działa. Ja sama często zadaje sobie pytanie, czemu jestem tak leniwa w promowaniu tego bloga i staraniu się, aby miał więcej czytelników. Przecież kocham rozśmieszać ludzi, kocham to robić i sprawia mi to zajebistą przyjemność niczym jedzenie parówek w parku z gołębiami (liczę, że ktoś kiedyś napisze na spotted 3miasto, że taka fajna panna jadła parówki tam i...). ,,Każdy swoje życie musi przeżyć po swojemu [...] nie warto rezygnować z dziecięcych marzeń" (tak, ten cytat przepisałam z tylnej okładki, chciałam dać coś bardzo motywującego).
,,Śmieszek" - cierpienia młodego Youtubera.
Autorstwa Martina Stankiewicza
Wyobraźcie sobie, że miałam napisaną całą recenzję i ją usunęłam, bo wydawała mi się denna. Mam nadzieję, że ta będzie ciut ciekawsza. Oby!
Do książki dołączony był Activity Book Śmieszka A w nim kilka ciekawych pomysłów na dążenie do własnych celów. I moje giry z nagłówka w tle. |
Sam kanał poznałam dosyć późno i pierwszy filmik, jaki zobaczyłam był o świętach Bożego Narodzenia i kupnie choinki na początku grudnia (KLIKNIJ TU i Cię magicznie przekieruje!). Bardzo mi się spodobała ,,spontaniczność" tego filmiku (nie wiem, czy jest to dobre słowo, więc ujęłam je w cudzysłów). Ogólnie się coś dzieje, ciach, ciach, ciach i na końcu finał (tak, to właśnie było rozwinięcie ,,spontaniczności"). Ten sposób kręcenia filmów (i monologu) mnie ujął i takim sposobem chyba jednego wieczoru zobaczyłam wszystkie filmy Martina. Byłam zachwycona zupełnie innym podejściem do kręcenia, niż inni Youtuberzy. To było kolorowe i dynamiczne (słowem dynamiczne w sumie mogłam określić tą ,,spontaniczność"- eh nie ważne).
On sam tak mnie zainspirował, że jak szybko dowiedziałam się o książce, tak szybko poszłam ją kupić (czyli jakieś dwa tygodnie później). Pamiętam, że Pan z Empiku zajął sobie dużo trudu, aby odnaleźć ostatni egzemplarz z ogromnego Empiku w Tczewie.
Żeby nie było, nie każdy rozdział ma taki tytuł. Tak mi się książka otworzyła akurat :) |
Książka została przeczytana już dawno temu, chociaż o wiele później, niż została wydana. Teraz przeczytałam ją ponownie, aby lepiej pisało mi się recenzje. No więc pierwsze pytanie o czym jest owa książka? Literatura ta (nie chcę używać znowu słowa książka, bo przeginam) jest o histori Martina Stankiewicza, o jego dzieciństwie, miłości, przyjaźni, piesku o zabawnym imieniu Tosia, co nazywała się Krewetka i, co najważniejsze hobby, jakim jest filmowanie.
Wiadomo, że większość czytelników to osoby, które oglądają wyczyny tego Pana w internecie. Mało kto stanął przed wirtyną w księgarni mówiąc ,,To będzie zajebista książka. Kupuje. I frytki do tego!". Fani nie tylko dowiadują się szczegółów z życia Youtubera, ale także ciekawej historii tego, jak właściwie odnalazł swoje powołanie i coś, co chce robić całe życie. Dowiadujemy się, że nie zawsze było to proste. Początki, jak zawsze, najtrudniejsze. Później niby było łatwiej, ale porażki bolały coraz bardziej. Najważniejsze jest, aby się nie poddawać. Niby to takie proste nie? Od tak, wiele osób o tym mówi, ale w życiu ludki... ile razy się już poddaliście, bo coś robiliście dobrze, ale to coś nie wypaliło i już wyrzuciliście to za ramie niczym papier toaletowy po podtarciu (przez lewe ramie, of course)? A tu mamy historię człowieka, który się nie poddał, ale brnął w tym dalej. Czy doszedł na szczyt? Pewnie jeszcze daleka droga przed Nim - i tak sam też określił się w tej książce.
Pod pryzmatem uczęszczania do psychologa Martin opowiada z humorem swoje dziecinne perypetie, później coraz dojrzalsze historie. Dowiadujemy się m.in., dlaczego nienawidzi Walentynek i jak przygarnął swojego piesia. Czasami czytając miałam wrażenie, że wręcz oglądam w tym czasie filmik właśnie o tej książce. Innym razem mam wrażenie, że odczuwam podobne refleksie na różne, życiowe tematy.
Możecie mnie narysować, ale tylko po prawej stronie kanapy. Choć na chwilę poczuje się niczym Sheldon Cooper z ,,Teorii Wielkiego Podrywu" ! |
Nie znam się na filmach, lubie chodzić do kina, chodzę tam raz w miesiącu i wolę jeść nachosy w kinie, niż popcorn (Martin w książce twierdzi, że popcorn to jest jedyny słuszny prowiant podczas seansu). Ewentualnie przegryze bigosikiem od Matczynej Jednostki, ale pod warunkiem, że mam chlebek. Czekaj, zgubiłam wątek... nie znam się na filmach, ale tą historię równocześnie można przelać na jakąkolwiek inną pasję. Śpiew, malowanie, whatever. Lubisz coś robić, to rób to! Pokaż to ludziom! Może to brzmi, jak słynne ,,Jesteś Zwycięzcą" Piotrka, ale to naprawdę działa. Ja sama często zadaje sobie pytanie, czemu jestem tak leniwa w promowaniu tego bloga i staraniu się, aby miał więcej czytelników. Przecież kocham rozśmieszać ludzi, kocham to robić i sprawia mi to zajebistą przyjemność niczym jedzenie parówek w parku z gołębiami (liczę, że ktoś kiedyś napisze na spotted 3miasto, że taka fajna panna jadła parówki tam i...). ,,Każdy swoje życie musi przeżyć po swojemu [...] nie warto rezygnować z dziecięcych marzeń" (tak, ten cytat przepisałam z tylnej okładki, chciałam dać coś bardzo motywującego).
Ja sama potrafie się odnaleźć w tej historii. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że ktokolwiek inny niż ja przed wejściem do kogoś do domu, stoi w przedpokoju, aby przestały mu śmierdzieć stopy. Aby ta pierwsza woń się ulotniła. To jest taka prawda o normalnym człowieku, o którego działalności nie zdajemy sobie sprawy. Ale, żeby nie było, nie tylko w historii sztynku* się odnalazłam w tej książce, o czym już zresztą mówiłam.
*tym słowem określam zapach spoconych gir, oryginalny zapach z oryginalną nazwą
*tym słowem określam zapach spoconych gir, oryginalny zapach z oryginalną nazwą
Moje giry, skarpety, rower i jezioro w tle (+sztynk) |
Zainspirowałam się bardzo Martinem. Jakkolwiek to zabrzmi, na początku Jego wyglądem. Od kiedy zaczęłam Go oglądać w sieci, moje ubrania z czarnych jak smoła, zaczęły być kolorowe i w takich najlepiej się czuje, chociaż często określają mnie mianem ,,dziwaka", to bardzo mnie cieszy, kiedy ludzie mówią mi, że mam ściągnąć buty ( znowu ten sztynk) i pokazać jakie to śmieszkawe skarpetki dzisiaj mam... czy w ananasy, czy dwie kompletnie inne w jakieś ptactwo. Podoba mi się Jego dążenie do celu i to, jak rozwinął się w filmikach. Do dzisiaj oglądam każdy wytwór, który pojawi się na Youtube. Są to różne odsłony, nie tylko śmiesznego Martina, ale i sceny, nad którymi można troszkę pogdybać i się zastanowić na koncepcją, pokroju większego niż nowe rozświetlacze, czy pędzle na kanale beauty. A i sam mój blog, a właściwie nazwa jest nawiązaniem do tejże książki, dlatego właśnie recenzja ,,Śmieszka" wpada tutaj jako pierwsza.
Polecam książke każdemu, kto chce się rozwinąć i ma już za sobą troszkę porażek. Przedtem jednak zapraszam na kanał Martina Stankiewicza do zobaczenia kilku filmików, aby się lepiej czytało.
PS: Jakkolwiek nazwa jest podobna do tytułu książki, tak treść nie jest w żaden sposób nie jest plagiatem książki o której mowa :).
Pozdrawiam Kolorowo
Beatrycze
Czoł...giem!
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza recenzja książki? Jak Wam się czytało?
Nie jestem jakimś szczególnym molem książkowym, ale zapewniam, że to nie ostatni wpis tego typu.
Mam nadzieję, że po tym poście ktoś doda ,,sztynk" do słownika.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Aktualizacja. Już jest takie słowo. Ale w ciut innym kontekście, niekoniecznie butów. Mój świat się wali.
UsuńNie słyszałam o niej, przyjrzę się bliżej tej książce :)
OdpowiedzUsuńKsiążka na pierwszy rzut oka wygląda ciekawie. Twoja recenzja też bardzo fajna.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia kochana:)
Wow pierwszy raz widzę na oczy tę książkę i to u Ciebie. Super recenzja ! Czuję się zaproszona na tę ucztę ;)
OdpowiedzUsuńP.S kochana chętnie zostałabym u Ciebie na dłużej ale nigdzie nie widzę przycisku ,, obserwuj" :(
Bo mnie się nie obserwuje, mnie się czyta :)
UsuńNie znam człowieka, ale książka może być ciekawa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie znam Martina, ale chętnie zajrzę na kanał. Może zaciekawi mnie na tyle, aby przeczytać książkę :)
OdpowiedzUsuńNie znam tego kanału ☺
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, za to pana Martina znam bardzo dobrze! Oglądałam go jeszcze, kiedy tworzył w platformie tosięwytnie przy boku Lukasza Skalika i Grzegorza Barańskiego :) Uwielbiałam go w Ślepej Kliszce, do tej porty się śmieję, jak przypomnę sobie tę serię :D Wspaniała recenzja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ♡
ja tam wolę kryminały;p
OdpowiedzUsuńOgólnie nie oglądam filmików na YT bo mam poczucie że tracę tam czas, ale książkę chętnie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńJezu... no dobra. Przyznam się. Nie mam pojęcia o kim piszesz. Ale nadrobię. Czytając Twojego posta poczułam że wiele mnie omija, gdy tak bezczelnie ignoruję yt. Postaram się więcej oglądać podczas jeżdżenia na rowerze. Stacjonarnym oczywiście;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Recenzja świetna, ale książka nie dla mnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ racji tego, że jestem strasznym molem cieszę się, że wzięłaś się za recenzje. Zwłaszcza, że przez twój humorystyczny styl fajnie i lekko się czyta. Tego pana od choinki nie znałam i właśnie mam za sobą pierwszy filmik, który rozbawił mnie do łez. Chyba obejrzę zaraz inne ;p Po książkę chyba tez sięgnę. Może mnie zmotywuje, by w końcu wydać swoją napisaną książkę, bo się stresuję XD Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://pracownia-kotolaka.blogspot.com
http://raciezka.blogspot.com
Cieszę się, że Cię zaciekawiłam :). Ja też mam książkę, która jest napisana u mnie na laptopie i czeka na swój wielki dzień. :) Pozdrawiam i życzę sukcesu!
UsuńPS: Będzie jeszcze wiele recenzji, bo ja lubię czytać :)
Ciekawa książka :)
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie na nowy post - KLIK
O książce nie słyszałam, ale zbytnio mnie nie zaciekawiła :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Znam go z Youtube :)
OdpowiedzUsuńNietuzinkowa z pewnoscia - mam na myśli ksiązkę :-P
OdpowiedzUsuńA pan Martina z nam z Youtubea :-)
Fajna recenzja, niestety książka nie dla mnie ;-)
OdpowiedzUsuńFajna ksiazka! Bardzo go lubie :)
OdpowiedzUsuńKiedyś lubiłam go oglądać ale teraz coraz więcej sucharów i tak troszkę na siłę:(( Jednakże recenzja świetna:** Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń