Czołgiem! W ostatnim wpisie był wstęp do naszego wyjazdu. Opowiadałam o przeciążeniu samolotu moją masą, seksownym stewardzie i Polach Elizejskich, które polami okazały się nie być. Dzisiaj dalsza część przygody...
3.06.2022 - Czuć bułką paryską.
Dzień zaczeliśmy bardzo wcześnie, od zjedzenia kruesanta na słono i na słodko. Ku naszemu zdziwieniu na śniadaniach nie było bułek, ale właśnie takie rogaliki i bułka paryska. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, tym bardziej, że w hotelu mieliśmy wykupione jedynie śniadania.
Tego dnia mieliśmy odwiedzić Wersal. Wejscie mieliśmy wykupione na 10:30, jednak od naszego hotelu, ba... od samego Paryża jest to spory kawałek i niemałe wyzwanie dla takich nieogarów, co tramwajami nie umieją się poruszać w Gdańsku. Musieliśmy metrem dostać się na jedną ze stacji, której nie umiem wymówić. Potem na plac Invalide, czy jakoś tak i tramwajem do Wersalu. O dziwo to nam się udało i na miejscu byliśmy godzinę przed czasem. Skorzystaliśmy z tego i udaliśmy się do piekarni, gdzie zobaczyłam fajne ciastko. Miałam ochotę na coś słonego, więc zauważyłam bułeczkę z serem i pieczarkami. Po zakupie okazało się, że to nie ser, a budyń i nie pieczarki, a czekolada. Cóż... może i słodkie, ale i tak smaczne. Przed wejściem do Wersalu oczywiście nas sprawdzali. Tam wszędzie sprawdzają, jak na lotnisku, bo się boją zamachów. Ulice często odwiedzane też mają swoje specjalne barykady. Nie dziwię się, chociaż robią się spore kolejki. Na szczęście mogliśmy wnieść słodycze z pobliskiego sklepu, które kupiłam dla siostry.
Budynek był ogromny, a i samo ogrodzenie robiło wrażenie. Na zdjęciu zajebista ja, wyglądająca jak taka typowa Grażyna turystka.
Cały zamek to jeden wielki przepych. Gdybym miała interpretować i zachwycać się każdym obrazem z kolei, musiałabym dopłacić do hotelu za conajmniej rok. Ogromna ilość obrazów i mebli, które kiedyś towarzyszyły królom. Dużo portretów, głównie Napoleona... odwzorowane pięknie sypialnie i gabloty z rzeczami, jakie wtedy używali. Złote to, a skromne...
Nieopodal znajdował się piękny ogród. Niestety trzeba było za niego dodatkowo zapłacić 10 Euro za osobę. Mimo wszystko skorzystaliśmy i zrobiliśmy naprawdę ładne zdjęcia. Widoki niesamowite, a całość pięknie zadbana i ooogromna! Minus taki, że można było płacić tylko kartą, więc jeśli wybieracie się do Francji zaopatrzcie się w nią, bo wiele rzeczy opłaca się właśnie tak.
Później wróciliśmy do hotelu i zjedliśmy wspólny obiad. Następnie wybraliśmy się na Wieże Eiffla, bo co to za wycieczka do Paryża bez tego punktu! Niestety tutaj mieliśmy pecha, bo troszkę za długo byliśmy w restauracji, pogubiliśmy się w metrze i nie zdążyliśmy na opłacony już rejs statkiem po Sekwanie. Sprawa wygląda tak, że wejście na wieżę mieliśmy o 22, a ostatni statek odpływał pół godziny po tym czasie. Postanowiliśmy szybko wejść i zejść z tej wieży, żeby zdążyć, ale niestety się nie udało, ponieważ była kolejka... do kolejki jadącej w dół, a samo zejście z góry schodami trwało około 20 minut.
Przyznam, że trochę jestem zła, ponieważ ,,na szybko" weszliśmy i zeszliśmy z wieży, żeby zdążyć, a i tak się nie udało, bo statek odpływał, gdy dotarliśmy na miejsce. Gdybyśmy wiedzieli, że i tak nie zdążymy - zostalibyśmy dłużej na wieży. Ale i tak jestem z nas dumna, że mimo bólu nóg zeszliśmy sami schodami w dół. Mimo wszystko mamy piękne zdjęcia z samej góry, chociaż nie zdążyliśmy zwiedzić tego, co się znajduje w samej budowli, a były tam restauracji i różne sklepy.
Potem niestety nie wiedzieliśmy jak trafić do domu i wróciliśmy taksówką totalnie zmęczeni. To był naprawdę męczący dzień.
3.06.2022 - Polskość w Paryżu.
Z rana udaliśmy się na wycieczkę tropem Polskich znaków w Paryżu. Widziałam między innymi dom w którym mieszkała Maria Skłodowska-Curie z mężem. Odwiedziliśmy też słynną katedrę Notre Dame. Niestety nie dało się wejść do środka ze względu na pracę remontowe po pożarze. Dowiedziałam się od przewodnika, że pracownik, który był tam pierwszy dzień został odpowiedzialnym za powstanie pożaru, bo nie dopilnował wszystkiego. Ten to ma pecha.
Później odwiedziliśmy Muzeum w Luwrze. Budynek jeszcze większy, niż Wersal. Całość ogromnie przeładowana obrazami i obiektami. Od reliktów z czasów starożytnego Egiptu, jak mumie, po elementy dawnego Luwru, starych osad itd.
Śmieszyło mnie, że na początku każdy powoli oglądał pierwsze prace - szkice Leonarda, a później tylko zerkali, ponieważ nie było na to totalnie czasu, ani sił. Nogi po prostu odpadały. Na szczęście, pracownicy pomyśleli i w środku było trochę siedzień, więc dało się co jakiś czas usiąść - przeciwnie do Wersalu. Niektórzy nawet tam spali.
Najważniejsze obiekty zaliczone... słynna Mona Lisa do której kolejka była ogroooomna! Nike z Samotraki, Wenus z Milo, czy obraz z Joanną d’Arc.
Po zjedzeniu posiłku mieliśmy znowu ogromnego pecha. Zaczęło strasznie padać i pojawiła się burza. Na szczęście mieliśmy płaszcze, chociaż przy tej ulewie niewiele pomogły. Przestał też działać internet, przez co... nie zdążyliśmy na kolejną wycieczkę. Na szczęście udało nam się ich złapać i odwiedziliśmy Wzgórze Montmare, które było po prostu przecudowne. Byliśmy tez podczas fragmentu mszy, która wygląda o wiele radośniej, niż u nas. Wszyscy śpiewali i się radowali.
4.06.2022 - Czas kończyć wycieczkę.
Strasznie bałam się odprawy we Francji, okazało się jednak, że poszło łatwiej i sprawniej, niż w Gdańsku (chociaż tam też nie było problemu, tylko obiekt duży). Ostatnie drobne eurasy wydałam na lotniskowe jedzenie. Podróż do domu była lepsza, niż tamta. Załoga tym razem mówiła po polsku. Kupiłam niewiele pamiątek... małą Wieżę Eiffla, kilka rzeczy z Małego Księcia, którego kocham, bransoletkę, magnesy, karty...
Podsumowanie:
Wycieczka nie była zbyt długa i zasadniczo to był jej minus, zacznijmy więc od nich. Bardzo przeładowana atrakcjami. Jedliśmy tylko śniadania i obiadokolacje (spokojnie, nie chodziliśmy głodni) i cały czas coś się działo. Z jednego miejsca mieliśmy chwilę na przetransportowanie się do drugiego, co nie było łatwe w obcym mieście i często się gubiliśmy. Pomijając zmęcznie i ból nóg, ale wiadomo - mieliśmy zwiedzać. Dostaliśmy bilety na metro, całodobowe - które nie działały. Czasami jechaliśmy na gapę, innym razem kupiliśmy jednorazowe na własny koszt - 7 euro za przejazd... Przez przeładowanie atrakcjami nie udało nam się zdążyć na rejs Sekwaną, a także spóźniliśmy się na jedną z wycieczek. Tak jak mówiłam, wszystko trzeba było całkiem sprawnie zwiedzać, pamiętając o wszechobecnych kolejkach i sprawdzaniu wszystkiego, co wnosisz.
Teraz czas na plusy. Jedzenie było bardzo dobre. Jedne z lepszych, jakie jadłam. Słyszałam, że francuzi nie chcą mówić po angielsku, ani pomagać, jeśli nie mają w tym biznesu. Ja się z tym nie zgodzę... podchodziliśmy do obcych ludzi i pytaliśmy gdzie co się znajduje, jak dojechać. Każdy nam pomagał i próbował wszystko wytłumaczyć po angielsku, jak umiał. W ogóle francuzi są bardzo mili i uprzejmi. Mają bardzo dobre pieczywo, szczególnie słynną bułkę paryską. Słyszałam, że Paryż jest brudny i też się z tym jakoś szczególnie nie zgodzę. Nie czułam jakiegoś smrodu, wszystko było w miarę zadbane. Chociaż wymieniłam to w minusach, to cieszę się, że zobaczyłam te wszystkie rzeczy, budowle i zabytki. Naprawdę robią wrażenie. Kompletnie inny świat, daleki od tego, jaki mam w Gdańsku.
Czy jeszcze kiedyś odwiedzę Francje? Tak, mam w planach wyjazd do Disneylandu, ale to może za kilka lat. Czy jestem zadowolona z wycieczki? Jak najbardziej, chociaż gdybym miała dzisiaj się na nią wybrać, wolałabym te atrakcje rozłożyć o chociaż jeden dzień dłużej, by się bardziej nimi nacieszyć.
Kilka pytań do Was:
1. Jakie państwo chcielibyście najbardziej odwiedzić?
2. Polecacie jakieś jednodniowe wycieczki w Polsce?
Pozdrawiam Kolorowo